ŚW. BRAT ALBERT CHMIELOWSKI - WROWADZENIE RELIKWII - KAZANIE - O. JERZY - 2023.10.21
W przyniesionych na początku tej Eucha-rystii relikwiach staje dziś przed nami nasz rodak, znany dobrze wszystkim jako „Brat Albert”. To był naprawdę „Brat”, który stał się „dobry jak chleb”. Oczywiście nie od razu wspiął się na szczyty służby potrzebującemu człowiekowi i świętości. Adam wychowany w rodzinie Wojciecha i Józefy z domu Borzysław-skiej i był najstarszym dzieckiem z czworga ich dzieci. Nie byli oni nędzarzami, nie byli też bogaci. Mieli kłopoty finansowe. Mocne zdrowie też nie było ich udziałem. Osiem lat tylko miał Adam, jak Pan powołał ojca, do siebie. W czternastym roku życia pożegnał Adam swoją matkę na cmentarzu. Pozostały sieroty bez rodziców. Mieszkanie poszło na licytację. Rzeczy też. Pozostał im jednak dom zbudowany w sercach dzieci i dobra ciotka Petronela, siostra ojca, która usiłowała dla sierot zastąpić ojca i matkę. Otrzymali od rodziców w testamencie wiarę, poczucie więzi rodzinnej i miłość Ojczyzny.
Adam przez pewien czas szukał wyznaczonej mu przez Pana Boga drogi życia. Jako młodzieniec w Powstaniu Styczniowym bił się o wolność Polski i stracił nogę. Potem zajął się studiowaniem sztuki w monachijskiej Akade-mii Sztuk Pięknych i zaczął malować. Tam zaprzyjaźnił się z wieloma sławnymi artystami (Stanisławem Witkiewiczem, Józefem Chełmoń-skim, Aleksandrem Gierymskim, Leonem Wyczół-kowskim i innymi). Wiele malował i wysyłał swoje obrazy na wystawy do Polski. Z tego okresu życia pochodzą pierwsze obrazy o tematyce religijnej, na przykład; Wizja św. Małgorzaty, oraz najsłynniejszy religijny obraz Chmielowskiego Ecce Homo, który obecnie znajduje się w Krakowie w prezbiterium kaplicy sióstr Albertynek p.w. Ecce Homo.
Dorobek Adama Chmielowskiego to 61 obra-zów olejnych, 22 akwarele i 15 rysunków. Do najbardziej znanych prac należą m.in. Po pojedynku; Cmentarz; Dama z listem; Zachód słońca.
Święty Bracie Albercie! Obecny wśród nas w tych świętych relikwiach wypraszaj wszys-tkim, którzy noszą w sobie artystyczne uzdol-nienia odwagę wyrażenia swego talentu dla dobra współczesnego człowieka, a wszystkim uproś uczucia patriotyzmu.
Adam, mimo dużych uzdolnień artystycz-nych, a także wyraźnych osiągnięć na tym polu, doszedł do wniosku, że jego duszy nie wystarcza sama sztuka. Pragnąc bardziej zjednoczyć się z Panem Bogiem decyduje się na życie zakonne. Dnia 24 IX 1880 roku wstępuje do zakonu jezuitów w Starej Wsi. Nie była to jego ostateczna droga. Ogarnięty skrupułami, po roku opuszcza zakon z cho-robą depresji. Po półrocznym leczeniu szpital-nym odstawiono go, do brata na wieś, do Kudryniec na Podolu. Ubolewali nad nim przyjaciele, jak nad trędowatym Hiobem.
Przyjechał też proboszcz z Szarogrodu, człowiek prosty, ale mądry i dobry. Nie spot-kał się, z nim, słyszał jedynie, jak rozmawiał z bratem w sąsiednim pokoju. Mówił: czemu się pan Adam turbuje? Przecież namalował swój obraz z wielkim sercem. Przecież dobry jest Bóg. Nie jest nadzorcą, ani buchalterem. Nie jest liczykrupą, ani katem. Jest Ojcem i na pewno potrafi wyrozumieć nieporadność i słabość swoich dzieci. Chrystus też nie był potrzebny doskonałym, ale tym, co się, źle mają. Uczniom nakazał zawsze wybaczać. Proboszcz wyjechał, jak każdy z tego domu. Tymczasem pod wieczór milczący od czterech miesięcy Adam wybiegł na podwórze stukając drewnianą nogą, zakrzyknął: dajcie konia - i pogalopował do Szarogrodu do proboszcza. Wrócił późną nocą, całkowicie rozpromień-niony, odmieniony i szczęśliwy. Od tego momentu był zupełnie zdrowy.
Cóż ten kapłan mógł dać, temu bywalcowi zagranicznych uczelni; dyskutantowi w gronie znakomitych pisarzy, malarzy; oczytanemu artyście? Przyniósł mu spokój wiary w Chrys-tusa, którego namalował z wielkim sercem. To wydarzenie staje się testamentem i świa-dectwem o opatrznościowym spotkaniu z kap-łanem. Potwierdza, że budowa polskiego domu nie może się, obyć bez obecności kapłana, kapłana z wioski i miasta, kapłana wykształconego i prostego, kapłana w szkole, przy ołtarzu, na szlaku turystycznym i na plebani, kapłana prostego, ale dobrego i mą-drego Ewangelią. Kapłani są mocni i słabi. Są pokaleczeni i ubiczowani nieraz słabością własną i drugich, ale mają serce. To nie jest prawda, że szkodzą Polsce. Tak mówią wrogowie Polski. Kapłani są potrzebni do budowy prawdziwego polskiego domu.
Święty Bracie Albercie! Obecny wśród nas w tych świętych relikwiach wypraszaj kapła-nom tej parafii i posługującym we Wrocławs-kim Regionie FZŚ potrzebne Boże Łaski i Jego błogosławieństwo.
Nie była to jednak jego ostateczna droga życia. Pociąga go coraz bardziej postać Świętego Franciszka z Asyżu. Jego wzorem pogłębiał swoją miłość do Chrystusa ukrzy-żowanego, a wraz z tym zaczynał coraz bar-dziej rozumieć, że każdy człowiek ma wartość Krwi samego Boga, Jezusa Chrystusa.
W roku 1884 osiadł w Krakowie, przy ulicy Basztowej 4, gdzie dalej malował, ale zaan-gażował się coraz bardziej w opiekę nad nędzarzami i bezdomnymi. Po pewnym czasie porzucił całkowicie malarstwo, poświęcając się pomocy ubogim.
25 sierpnia 1887 roku w Kaplicy Loretańskiej kościoła Ojców Kapucynów w Krakowie Adam Chmielowski przywdział szary habit III Zako-nu św. Franciszka i od tej pory znany jest jako brat Albert. Śluby zakonne złożył rok później, 25 sierpnia 1888 dając początek założonemu przez siebie Zgromadzeniu Braci Albertynów. W 1891 roku założył Zgroma-dzenie Sióstr Albertynek. Dał im m.in. takie wskazania: 1. Pana naszego Jezusa Chrys-tusa Ewangelię mają bracia zachować przez życie w ubóstwie, w czystości i posłuszeń-stwie, tak aby usunąć wszelką przeszkodę do zjednoczenia z Bogiem. 2. A mają też bracia służyć najuboższym upatrując w nich Chrys-tusa Pana ubogiego, który powiedział: „coście uczynili jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili”.
Święty Bracie Albercie! Obecny wśród nas w tej świętej relikwii wypraszaj osobom konse-krowanym tej parafii, wszystkim posługu-jącym w FZŚ, oraz wszystkim Siostrom i Braciom Franciszkańskiego Zakonu Świec-kich, regionu, który wybrał Ciebie za Patrona niezbędnych darów na drodze realizacji swego powołania.
Adam Chmielowski nie mógł już obojętnie przechodzić obok ludzkiej nędzy, której tak dużo było w tym mieście. Koncentrowała się ona w tzw. ogrzewalniach miejskich. Magis-trat krakowski urządził dwie ogrzewalnie: jedna dla mężczyzn, druga dla kobiet, gdzie w jesieni i zimie zbierali się na nocleg bezdomni. Udał się do ogrzewalni. To, co tutaj zobaczył pozwoliło mu się zorientować, co znaczy prawdziwa nędza: zarówno fizyczna, jak i moralna. Stykając się z nią zrozumiał, że niewiele pomoże doraźna pomoc.
Doszedł do wniosku, który po ludzku rzecz biorąc zdawał się szaleństwem: trzeba wśród nich zamieszkać. Miał wtedy 43 lata. Przywi-tanie ze strony starych bywalców ogrzewalni nie było zachęcające. W pewnym momencie było zagrożone jego życie. Ale sytuacja zaczęła się zmieniać, gdy mieszkająca tam biedota coraz wyraźniej dostrzegała, że nie kryje się w tym żaden podstęp, że ten, który pragnął u nich zamieszkać, miał na uwadze jedynie ich dobro. Mijały dni. Codziennie Brat Albert przychodził na nocleg z nowym zapa-sem żywności. Zaczął się interesować chory-mi, znalazło się dla nich miejsce w szpitalu.
Wkrótce zawiesił wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej, która miała stać się Matką nowego dzieła. Do niedawnego jeszcze dna nędzy moralnej wchodziła powoli religijna atmosfera, podtrzymywana „konferencjami religijnymi” Brata Alberta. Na wiosnę, przy wydatnej pomocy wielu życzliwych osób, dokonano remontu ogrzewalni, jak również koniecznych przeróbek i adaptacji. Resztę kosztów remontu pokrył Brat Albert ze sprzedaży swoich obrazów; „Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną”; tak spełniło się polecenie Pana Jezusa. Łatwo wyobrazić radość i entuzjazm biedoty powracającej tutaj w jesieni. Wszystko wyglądało całkiem inaczej.
Święty Bracie Albercie! Obecny wśród nas w tych świętych relikwiach; osobom posługu-jącym równo systemowo jak i indywidualnie wobec znajdujących się w jakiejkolwiek potrzebie duchowej lub materialnej, wypraszaj entuzjazmu, empatii i licznych pomocników.
Brat Albert zmarł w sam dzień Bożego Narodzenia 1916 r. w Krakowie. Przez miasto przeszła wieść: Brat Albert nie żyje. Umarł święty! Przez dwa dni tłumy przechodziły przed doczesnymi szczątkami... Pochowano go w trumnie z nieheblowanych desek, w szarej jak ziemia pelerynie. Ludzi żebrało się takie mnóstwo, że dawno Kraków czegoś podobnego nie widział. Niemal cały Kraków zegnał swego dobroczyńcę i opiekuna, nauczyciela miłości.
Brat Albert był biednym na ziemi, a odszedł do wieczności bogaczem, którego bogactwem były?: uczynki miłosierdzia, uczynki dobroci!
Każdą dobroć, każdy dobry uczynek oceni człowiek i oceni Bóg. Człowiek może nie zawsze doceni, ale Pan Bóg zawsze naszą dobroć doceni – wszak sam, Pan Jezus nam powiedział, że « Zaprawdę powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, … wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym ».
Święty Bracie Albercie Chmielowski! Obecny wśród nas w tych świętych relikwiach; ożyw w nas pragnienie rezygnacji z wielu niepotrzebnych dóbr i spraw abyśmy byli „dobrzy jak chleb” dla bratniej miłości bliźniego i dążyli do życia wiecznego w niebie.
AMEN!
OBRZĘD PRZEKAZANIA RELIKWII ŚWIĘTEGO BRATA ALBERTA
Ksiądz Proboszcz mówi:
W imieniu duszpasterzy tej parafii i Wrocławskiej Rady Regionalnej FZŚ pragniemy przyjąć, przechowywać oraz gorliwie czcić w naszym kościele parafialnym relikwie świętego Alberta Adama Chmielowskiego.
Prosimy Siostrę Dobrosławę aby dokonała ich przekazania.
Siostra wnosi i stawia relikwie na ołtarzu
Następuje podana niżej modlitwa; /O. Jerzy/
Uwielbiamy Cię, Boże, bo tylko Tyś jest święty i Ty ulitowałeś się nad ludźmi i zesłałeś na świat swojego Syna, Jezusa Chrystusa, który udziela świętości i doprowadza ją do pełni. On w początkach Kościoła posłał Ducha Pocieszyciela, który jest głosem pouczającym o głębiach świętości, tchnieniem mocy i łagodności, ogniem rozpalającym miłość w sercach wiernych, Bożym nasieniem, z którego wyrastają obfite owoce łaski.
Ciebie więc, Boże, dzisiaj wychwalamy, bo darami tegoż Ducha ubogaciłeś świętego Brata Alberta na cześć którego Twoi słudzy sprowadzili tę relikwię.
Spraw, prosimy: niech krocząc śladami Pana i wpatrując się w przykład samarytańskiej posługi świętego Brata Alberta, dążą do doskonałości, do miary wielkości według Pełni Chrystusa. Niech słowem i życiem głoszą Ewangelię, gotowi dla Niej oddać wszelkie dobra a nawet krew za nią przelać.
Niech codziennie dźwigają krzyż z Chrystusem, ofiarnie służąc Tobie i braciom. Przez wierne wypełnianie doczesnych obowiązków niech przemieniają świat mocą Ducha Świętego i wznoszą oczy ku niebieskiej ojczyźnie, gdzie Ty, Ojcze, przyjmiesz ich do współdziedzictwa z Twoim Synem. Który z Tobą żyje i króluje na wieki wieków. Wszyscy: Amen.
/Siostra/ Księże Proboszczu, dla duchowego dobra parafii Świętego Augustyna we Wrocławiu oraz Wspólnoty Franciszkańskiego Zakonu Świeckich Regionu Wrocławskiego, bądź od dziś kustoszem tych relikwii świętego Brata Alberta Chmielowskiego i strzeż ich gorliwie.
Niech On - jako wielki orędownik przed obliczem Boga Wszechmogącego - wspiera każdego, kto będzie się modlił w tej świątyni, niech oręduje za każdym kapłanem, siostrą zakonną, rodziną, ojcem, matką, młodzieńcem, panną, dzieckiem, chorym, cierpiącym, zagubionym i potrzebującym wszelkiej pomocy. Przyjmij zatem w swoją kapłańską opiekę tę relikwię jako wspaniały dar i pamiątkę świętego Brata Alberta Adam Chmielowskiego, na chwałę Boga Wszechmo-gącego i duchowego dobra Kościoła Powszechnego.
Po przekazaniu relikwii ksiądz Proboszcz mówi:
Święty Bracie Albercie! Od dziś pozostań z nami. Bądź naszym orędownikiem. Umacniaj nas w poboż-ności i miłości służebnej. Pouczaj przykładem swego życia. Pozwól każdemu z nas czerpać z ciebie wciąż żywy wzór życia modlitwy i służby potrzebującym.
Święty Bracie Albercie! W. Módl się za nami (3x)
Przenosi relikwie na należne miejsce